czwartek, 28 marca 2024 10:00
Reklama
Reklama

Po pierwsze ciężka praca i przekonanie: „wyrwę tę sztangę”! Rozmowa z Tczewianinem Roku

O trudach kariery sportowej, pracy nad sobą i kultowej siłowni na al. Zwycięstwa rozmawiamy z multimedalistą i Tczewianinem Roku 2019 – Józefem Bejgrowiczem.
Po pierwsze ciężka praca i przekonanie: „wyrwę tę sztangę”! Rozmowa z Tczewianinem Roku

Autor: W. Mocny

Czym jest dla Pana uhonorowanie tytułem Tczewianinem roku?

- Ten tytuł jest jakby za podsumowaniem roku 2019 w dziedzinie sportowej. Chociaż tym wyróżnieniem nagradzano w przeszłości także za aktywność społeczną czy kulturalną. To wyróżnienie traktuje też jako podsumowanie mojej kariery. Chociaż wiele udało mi się zdobyć w 2019 r., to jednak nie byłoby tego 2019 r., gdyby nie całokształt mojej kariery sportowej, która się ciągnie od 1980 r. Tych sukcesów było na tyle dużo, że w końcu w 2019 r. dostrzeżono moje zasługi.

 

- Jak zaczęła się Pana przygoda ze sportami siłowymi? Skąd wziął się pomysł na trenowanie? Z tego co pamiętam najczęściej trenował Pan wyciskanie sztangi leżąc i martwe ciągi…

Rozpoczynałem działalność sportową od różnych dyscyplin sportowych. Na przykład była to lekkoatletyka czy piłka. Gdy pierwszy raz na poważnie wziąłem się za sport miałem 17 lat.

 

Więc najpierw próbował Pan swoich sił w lekkoatletyce, a dopiero potem przyszedł czas na sporty siłowe?

- Zgadza się. Na początku trochę grałem w piłkę ręczną, a później posmakowałem nawet II ligi tej dyscypliny w czasie uczęszczania do Wyższej Szkoły Oficerskiej Wojsk Zmechanizowanych we Wrocławiu. Równocześnie startowałem w zawodach w podnoszeniu ciężarów stylem klasycznym w tzw. Olimpijski, dźwiganiu czyli podrzucie i rwaniu. Kiedy wróciłem ze szkoły oficerskiej zrodził się pomysł, by spróbować dalej w sportach siłowych, ale tak naprawdę już myślałem o tym, aby kończyć ta karierę, bo po raz pierwszy zaczął mi doskwierać złamany nadgarstek.

 

Został on złamany w czasie piłki ręcznej?

- W trakcie zblokowania nadgarstka w czasie rzutu na bramkę złamałem kość łódeczkowatą. Ślad mam do dzisiaj i są z tym niestety coraz większe problemy. Trzeba będzie chyba poddać się operacji, ponieważ nie mam pełnego ruchu. I to przeszkadza szczególnie przy wyciskaniu. Spróbowałem dźwigania bardziej statycznego, czyli wyciskania sztangi na ławce oraz przysiadu ze sztangą na barkach oraz oczywiście tzw. martwego ciągu. Było to po roku treningu, kiedy sprowadziłem się do Tczewa w ’80.

 

A wcześniej gdzie Pan trenował?

- W Nowym Dworze Gd., gdzie zacząłem podnoszenie ciężarów pod okiem brązowego medalisty olimpijskiego śp. Mietka Nowaka. To dźwiganie nie za bardzo mnie interesowało. Nie byłem akurat w tym jak to mówią „talentem”. Ale ja nigdy nie osiągałem wyników z powodu talentu, ale ciężkiej pracy. Miałem mikrobudowę. Byłem szczupły do tego dochodziły wady postawy ciała, odstające łopatki, z kręgosłupem też nie było tak jak być powinno. Dorwałem gazetę „Sport dla wszystkich”. Był to taki dwutygodnik, który mówił o sportach siłowych i natrafiłem na artykuł o tym, że wady postawy można nadrobić przez uprawianie ćwiczeń siłowych.

 

I wtedy trafił Pan do Tczewa?

- Nie, nie. W kilku miejscach mieszkałem. Z Wrocławia wróciłem do Nowego Stawu, bo tam mieszkałem i stamtąd jeździłem do Nowego Dworu. Później moja droga wiodła przez Sztum, jeździłem trochę do Nowego Dworu na dźwiganie, wtedy były straszne połączenia, bo trening wraz z dojazdem zajmował mi jakieś 4/4.5 godziny. To było pół dnia do przepracowania. Potem poznawszy żonę padło na Lisewo i zacząłem tu w Tczewie rozglądać się za siłownią i trafiłam na lokal na al. Zwycięstwa. W lutym 1978 r., czyli obecnie - mija 42 lata jak chodzę do tej siłowni. Wtedy jeszcze było inne pomieszczenie o połowę mniejsze od tego…

Czy mógłby Pan opowiedzieć o zdobyczach medalowych i tytułach zdobytych w 2019 r. i o tym, które zdobycze medalowe i tytuły uważa Pan za najważniejsze w całej karierze.

- 2019 r. zamknął się dla mnie zdobyciem dwóch tytułów Mistrzostw Świata i jednego wicemistrza Europy. Dwa tytuły Mistrza Polski i najbardziej cenny tytuł - „Najsilniejszy człowiek w kraju”.

To były międzynarodowe duże zawody i mocno mnie ten wynik zaskoczył, a zarazem przyniósł dużo splendoru, bo rozpiska była duża, a tu człowiek pierwszy w kraju. Wkoło niedowierzanie. Ludzie słysząc o mnie myśleli, że mam ze 190 cm wzrostu... A do tego wszystkiego było 6 rekordów świata, polskich nie jestem w stanie nawet zliczyć.

Pobiłem oficjalnie 6 rekordów świata tzw. końcowych w kategorii wiekowej 60-69 lat, a w grupie wagowej 82,5 kg i 75 kg. Dochodząc do tych kategorii wagowych złożyłem prośbę o wpisanie mnie do księgi Guinessa, bo na przestrzeni 7-8 miesięcy zdobyłem 3 tytuły Mistrza Świata w Trójboju siłowym, pobijając rekordy świata w każdym z tych zawodów, startując w trzech kategoriach wagowych (75 kg, 82.5 kg, 90 kg) i to jest ten problem, który należy rozwiązać, bo jest tutaj mowa o Tczewianinie, któremu to się po prostu należy. Dla laika może wydawać się to niemożliwe, że startowałem w trzech kategoriach wagowych. Ważyłem 80 kg i na jednych zawodach startowałem w kategorii 82,5 kg, bo to jest ten przedział wagowy 75,1-82,5 kg. Na następnych mistrzostwach świata startowałem 75 kg, bo zrzuciłem 5 kg, więc mogłem wystartować w tej kategorii. A ważąc 80 kg nie jest problemem aby przytyć 2,6 kg, aby móc startować już w kolejnej kategorii, gdzie mogą startować zawodnicy o wadze 90 kg. Po drodze pobiłem 16 rekordów świata w tym roku. Startując w trójboju, biłem rekord przy pierwszym podejściu do martwego ciągu. Ale automatycznie bije też rekord świata w trójboju, czyli jednym „machnięciem” mam dwa rekordy świata! I taka jest klasyfikacja. Idę na drugie podejście i bije rekord świata w martwym ciągu i jednocześnie w trójboju. W trzecim znowu to zrobiłem, więc oficjalnie pobiłem 6 rekordów świata. Na innych zawodach też pobiłem rekordy świata. Wchodząc w nowe kategorie wagowe czy wiekowe bije kolejne rekordy. I gdyby spojrzeć od grupy seniora wagowej czy wiekowej to przewija się moje nazwisko. Wiem, że jest to trochę zawiłe…

 

Jak widać wygrane nie zależą jedynie od siły fizycznej, ale również od taktyki w podejściu do zawodów…

- Duże dźwiganie na światowym poziomie jest w głowie, jeżeli człowiek sobie tego nie poukłada… Jeżeli ja podchodząc do sztangi nie widzę, że ten ciężar podniosę, a podejdę do tego nonszalancko to lepiej niech ubiorę dresy i pójdę do domu! Trenuje chłopaka pod Mistrzostwa Polski, które odbędą się 28 marca, jeżeli widzę, że ma trudności to mówię mu: „przejdź do innych ćwiczeń”. Podchodząc do sztangi trzeba mieć przekonanie, że się ją weźmie. Jeśli nie uda się podnieść to już jest to osobna sprawa, ale trzeba być zmobilizowanym do tego dźwigania.

 

A jak wygląda zwykły dzień? Przecież treningi zabierają dużo czasu, a gdzie czas dla rodziny czy pracę?

- Od roku przebywam na emeryturze, także dla rodziny jest dużo czasu, tym bardziej, że 3 miesiące temu urodziła się wnuczka. Syn od dwóch lub trzech lat zaczął ze mną startować i też odnosi sukcesy. Kiedyś w latach akademickich też brał udział w trójboju siłowym. Tak jak w latach ubiegłych trening zaczynam o godzinie 18, a kończę o godzinie 22. Miałem więcej czasu na emeryturze także zająłem się mieszkaniem, remontem kanalizy na siłowni. Cała kanaliza musiała zostać wymieniona, a my w trakcie tego musieliśmy trenować, bo zawody były coraz bliżej.

 

A jak to jest z tym odchodzeniem od sportu? Niejednokrotnie ogłaszał Pan odejście, a teraz znowu wraca...

- Podjąłem się osiągnięcia tych wyników na skalę światową i powiedziałem sobie, że będzie to do 30 lat, bo przecież więcej nie dam rady. A w późniejszym czasie ta bariera zaczęła się trochę przesuwać i tak ciągle powtarzałem, że jeszcze trochę o zostałem na tej siłowni. Po drodze musiałem zrobić sobie uprawnienia, bo mężczyzna, który to prowadził został zwolniony i dyrektorka Domu Kultury, nie mając nikogo z uprawnieniami chciała zamknąć budynek, chyba że ktoś by zrobił uprawnienia. Wtedy nie byłoby przeszkód. Nikt nie chciał zrobić tych uprawnień, więc, aby nie zamknęli tego miejsca podjąłem się prowadzenia siłowni. To jednak mógł być moment zakończenia kariery, gdybym się nie zdecydował na robienie tych papierów...

Później na zawodach wyrażono zgodę na różne ubrania wspomagające dźwiganie, jednak ja wolałem dźwiganie bez wspomagaczy i ciężko było mi walczyć skoro na wejściu ktoś inny już miał 100 kg przewagi, bo miał coś ubrane i to był moment, gdzie chciałem zakończyć karierę. Ubranie kaftanu czy koszulki nie wchodziło w grę, a do założenia któregoś potrzebowano dwóch ludzi, a ja nie chciałem zabierać innym czasu, który spędzają na siłowni. I kiedy już ogłosiłem, że kończę karierę to po miesiącu dowiedziałem się, że wraca trójbój klasyczny, więc stwierdziłem, że wrócę do rywalizacji.

 

Trenowali u Józka

W ostatnich dekadach przez Klub Sportów Siłowych przy Spółdzielni Mieszkaniowej przy al. Zwycięstwa przewinęło się wiele utalentowanych sportowców. Nie sposób ich wszystkich wymienić. Np. trójboiści: Grzegorz Ornas, Ilona Węgierska, Eugeniusz Wittstach, Wojciech Staniszewski, Aleksander Ziółkowski, Tomasz, Krzysztof i Grażyna Bejgrowicz.

Wyciskanie leżąc m.in.: Radosław Brzoza, Mateusz Liwiński, Marek Tokarz

 

Rozmawiał

Wawrzyniec Mocny/not. Anna Muszyńska


Podziel się
Oceń

Napisz komentarz
Komentarze
Reklama