Mirosław Pobłocki został oskarżony o to, że niezgodnie z prawem posłużył się nagraniami z miejskiego monitoringu oraz przekazał je nieuprawnionym osobom, a także bezprawnie udostępnił dane osobowe mieszkańców. Przypomnijmy, że nagranie zostało załączone jako dowód w sprawie przeciwko byłemu radnemu Zbigniewowi Urbanowi oraz jego bratu. Włodarz oraz prezesi miejskich spółek oskarżyli braci o naruszenie dóbr osobistych m.in. przez zainicjowanie i przeprowadzenie tzw. akcji plakatowej, ukazującej Mirosława Pobłockiego jako św. Mikołaja rozdającego sowite pensje i premie. Według Zbigniewa Urbana włodarz, podobnie jak inni mieszkańcy, nie miał prawa żądać wydania nagrania, o które mogą wnioskować wyłącznie uprawnione organy.
W piątek na sali sądowej stawił się jeden z ważniejszych świadków - komendant Straży Miejskiej w Tczewie, któremu bezpośrednio podlega Centrum Monitoringu w Tczewie. Uczestnicy rozprawy dowiedzieli się m.in. w jakim trybie wydano nagranie prezydentowi Tczewa, kto i w jaki sposób odszukał interesującą włodarza czynność rozwieszania plakatów oraz jakie regulacje w tym zakresie obowiązują w SM w Tczewie.
- 30 maja rozdawano ulotki, a 4 czerwca 2015 r. rozwieszono plakaty szkalujące prezydenta Tczewa. 9 czerwca, w rozmowie telefonicznej, prezydent spytał mnie czy moglibyśmy sprawdzić monitoring - mówił komendant Jachimowski. Zaprzeczył jakoby włodarz wnioskował o wydanie nagrania na piśmie, ponadto potwierdził, że wydanie nie zostało odnotowane w systemach straży. - To była luźna rozmowa. Nie było rozmowy na zasadzie: macie to zabezpieczyć. Rozmawialiśmy o tym czy mógłbym zabezpieczyć.
Komendant zwrócił się do dyżurnego o sprawdzenie czy na którymś z nagrań nie został uwieczniony moment rozwieszania plakatów. (...)