piątek, 19 kwietnia 2024 22:48
Reklama

W Tczewie się uczył, a podziwiano go w Londynie

Szkoła Morska w Tczewie była kuźnią kadr polskiej marynarki handlowej, kształcącą nawigatorów i mechaników okrętowych, przyszłych kapitanów żeglugi morskiej. Przez dekadę jej funkcjonowania w naszym mieście opuściło jej mury ponad dwustu absolwentów.  Dla przynajmniej dwóch z nich nauka twardego, marynarskiego rzemiosła i późniejsza praca na morzu była inspiracją i początkiem działalności artystycznej. O ile postać pisarza marynisty Karola Borchardta jest stosunkowo dobrze znana, o tyle osoba malarza Michała Leszczyńskiego jest w kraju niemalże zapomniana.  
W Tczewie się uczył, a podziwiano go w Londynie

Michał Leszczyński urodził się w 1906 r. w Dolinie (obecnie Ukraina), ale młodość spędził w Sanoku. Pochodził z arystokratycznej rodziny wywodzącej się w prostej linii od króla Polski Stanisława Leszczyńskiego. Od najmłodszych lat przejawiał talenty plastyczne i muzyczne, a rodzice poprzez zatrudnianie prywatnych nauczycieli wydatnie pomogli w ich rozwoju.

„Pigieł władał szpadą, pędzlem, trzema językami…”

W roku 1925 decyduje się na naukę w tczewskiej Szkole Morskiej. Kolega ze szkolnej ławki, wspomniany już Karol Olgierd Borchardt tak przedstawił Leszczyńskiego na kartach swoich książek: „Dotychczasowe jego wyczyny przyniosły mu w rezultacie przydomek „Pigłu”, które to słowo powtarzane szybko raz po raz ujawniało jego istotne znaczenie. Wówczas jeszcze nikt w nim nie podejrzewał światowej sławy malarza, którego wystawę będzie otwierał Bernard Shaw, nikomu nie przeszło przez myśl, że Pigieł wystawi swe obrazy w Royal Academy i jako nadworny malarz królowej Elżbiety II odbędzie z nią podróż na Bermudy.” Pisarz potwierdza wszechstronne uzdolnienie Leszczyńskiego. „Pigieł władał szpadą, pędzlem, trzema językami, smykiem, batutą i fortepianem. Podczas obiadów w sali gimnastycznej kwartet w białych tropikalnych mundurach grał pod jego batutą najnowsze przeboje. (...) Pigieł rozpoczynał „naukę własną” od kilkunastominutowej zaprawy szermierczej – dłużej jego przeciwnik nie wytrzymywał serii bolesnych trafień w żywe ciało. Każde trafienie było zawsze wytwornie odsalutowane szpadą. Wszystkie trafienia piekły przez kilka dni, ale to nigdy nie wpływało na zmniejszenie ilości walczących. Podczas szczęku krzyżujących się ze sobą szpad dwóch następnych szermierzy, którym się wydawało, że każdy z nich jest zwycięskim kapitanem Bloodem zdobywającym nieprzyjacielski okręt, Pigieł potrafił pędzlem wyczarować soczystą akwarelę, po czym spokojnie zabrać się do nauki.”  (...)

Cały tekst przeczytasz w papierowym wydaniu Gazety Tczewskiej!
 

 

 


Podziel się
Oceń

Reklama