piątek, 19 kwietnia 2024 15:59
Reklama

Ustrzelił kura i łańcuch przechodni Kościerzyny

O tradycjach strzeleckich, wspólnym pasjonowaniu się polską historią oraz wspólnym działaniu jako członek Bractwa Kurkowego w Tczewie rozmawiamy z dr Stanisławem Sudą, tczewskim pediatrą.
  Ustrzelił kura i łańcuch przechodni Kościerzyny

- Z ostatnich zawodów strzeleckich Braci Kurkowych w Kościerzynie wrócił Pan z trofeami... Czy były to pierwsze zawody w tym roku?

- Pierwsze odbyły się w Chojnicach, gdzie zdobyłem główną nagrodę, po ustrzeleniu kura przez naszego brata Bieńka, który „wystrzelał” pierwszą nagrodę. Ten puchar jest w naszej siedzibie w Wieży Ciśnień. Zwykle w zawodach, w specjalnych sarmackich strojach, bierze udział 20-30 strzelców. Startują głównie członkowie bractw z Pomorza. Aż z Torunia dociera do nas najdalsze bractwo. W tym roku były także konkursy w Kościerzynie i Starogardzie Gd. W ostatnich zawodach w Kościerzynie, z których wróciłem z kurem i srebrnym łańcuchem herbowym tego miasta, uczestniczyli także nasz prezes Lech Trzciński, Marcin Danecki i Leszek Bieniek (oraz jego żona, która nam towarzyszy jako dama). Brało w nich udział 6-7 bractw.

- Czemu służą takie zawody?

- Głównie podtrzymaniu brackich tradycji strzeleckich oraz integracji członków. Często też promujemy region i szerzej polską tradycję. Zawody, o których mówiłem odbyły się w ramach Dni Kościerzyny. Była to dodatkowa atrakcja dla mieszkańców, a dla braci szansa na wygranie cennych nagród.

- Jak przygotowujecie się do tych zawodów?

- Przynajmniej raz w miesiącu odbywa się trening strzelecki na strzelnicy Zespołu Szkół Technicznych. Niestety, po likwidacji tczewskiej jednostki wojskowej, straciliśmy nasze tradycyjne miejsce zawodów. Na razie musimy korzystać z gościnności wymienionej szkoły. Niestety, miasto nam nie pomaga w zorganizowaniu własnej. Nic nie wyszło też z próby przejęcia dawnej strzelnicy po jednostce. Zapewne chodzi tu o interes miasta, które chce sprzedać atrakcyjny inwestycyjnie teren jako całość. Bywa, że strzelamy w wieży, gdzie są grube mury i nikomu nie może niepotrzebnie wydarzyć się krzywa. Czasami organizujemy próby w prywatnych domach. Czasami jest niebezpiecznie. Raz pocisk śrutowy na strzelnicy odbił się od ściany i uderzył mnie w głowę. Na szczęście zranienie nie było groźne... Nawet uprawiając strzelectwo w bezpiecznym wydawałoby się miejscu, pewne ryzyko jednak istnieje.

- A dlaczego wstąpił Pan w szeregi braci kurkowych?

- W mojej rodzinie były żywe tradycje wojskowe. Mój dziadek był majorem piechoty i dowódcą batalionu obrony narodowej „Sambor” (1938 r.). Dziadek był też członkiem II Brygady Legionów. Z kolei pradziadek był rotmistrzem kawalerii w Starogardzie Gd. Stryj brat ojca był oficerem Ludowego Wojska Polskiego, choć zaczynał w Armii Krajowej. Decyduje też nasze wspólne zainteresowanie historią. Oprócz tego moja żona pracuje w Archiwum Państwowym w Gdańsku i czasem miałem okazję zapoznania się z ciekawymi dokumentami np. z Kodeksem Napoleona. Są też mniej górnolotne powody, czyli możliwość wspólnej zabawy podczas zawodów i konkursów. To nieprawda, że spotykamy się w wieży co tydzień i imprezujemy! Zwykle mamy taką możliwość dopiero podczas wspólnych wyjazdów i treningów. Uczestniczymy też w ogólnopolskich zjazdach bractw strzeleckich, gdzie mamy okazję poznać członków z Wrocławia, Krakowa czy Poznania... Istnieje Zjednoczenie Bractw Kurkowych Polski i w ich ramach funkcjonuje pewna struktura. Trochę zazdrościmy widząc, jak inne miasta wspierają swoje bractwa i wykorzystują ich organizację dla promocji swojej miejscowości i regionu.


Podziel się
Oceń

Napisz komentarz
Komentarze
beapos 08.08.2013 13:32
Gratulacje !!! Dr Suda tak samo angażuje się w swoją pasję jak i w leczenie swoich pacjentów.

kur 07.08.2013 22:43
Bez jaj cała wieża ich :P

Reklama