czwartek, 25 kwietnia 2024 13:42
Reklama

Zbigniew Wodecki: Dzięki Matce poznałem sens słowa Miłość

TCZEW. Dzień 26 maja poświęcony jest osobie najbliższej każdemu człowiekowi – Matce. Z okazji tego szczególnego święta zapytaliśmy jednego z wielkich artystów polskiej sceny muzycznej - Zbigniewa Wodeckiego (niedawno występował w Tczewie) o wspomnienia związane z osobą jego matki.
Zbigniew Wodecki: Dzięki Matce poznałem sens słowa Miłość
- Jaki obraz swojej matki pan zapamiętał?
- Matka nauczyła mnie wszystkiego, przekazała najważniejsze w życiu wartości. To jej zawdzięczam, jakim teraz jestem człowiekiem. Nauczyła mnie stosunku do bliźnich, bycia pomocnym, tolerancyjnym, unikania konfliktowych sytuacji, hamowania negatywnych emocji i uczuć takich jak zawiść i zazdrość. To dzięki niej poznałem sens wielkiego słowa Miłość. Mój dom rodzinny zawsze był pełen ludzi, z którymi moja matka siadała, rozmawiała, pocieszała ich, pomagała w rozwiązywaniu problemów. Była uroczą, fantastyczną kobietą, piękną i zawsze uśmiechniętą.

- Jaki podpis umieściłby pan pod obrazem swojej matki?
- Matka… ( po chwili milczenia) Słowo „matka” zawiera w sobie wszystko. Podwórko, kuchnię, krzesła, stół, ceratę... Wszystko to, co kojarzy się z domem rodzinnym.

- Kim pańska matka chciałaby, aby pan został?
- Chciała bym został artystą (matka Zb. Wodeckiego - córka organisty - śpiewała sopranem koloraturowym; ciężka choroba udaremniła jej karierę śpiewaczki operowej - przyp.aut.). Nie wiedziała jednak, że artysta w dzisiejszych czasach będzie tak zdewaluowany przez komercję i brak wychowania muzycznego w szkołach. Ja jeszcze wychowałem się w czasach, gdy artysta, muzyk był kimś szanowanym. W dzisiejszych czasach wszystko spsiało przez komercję. Teraz najważniejsi są ci, co udają artystów, a nie ci, którzy nimi naprawdę są.

- Jakim był pan dzieckiem?
- Strasznie dzikim, wciąż rozrabiałem, nie chciało mi się uczyć (śmieje się). Raz byłem Zorro, raz Winnetou, innym razem Robin Hoodem, Wilhelmem Tellem, czy Muszkieterem. Miałem poobijane oczy i kolana, złamane kończyny... To świadczyło o tym, że miałem... świetne, zwariowane dzieciństwo. Nie trwało ono wprawdzie długo, bo w końcu trzeba było wziąć te skrzypce i ćwiczyć. Jednakże trochę z tego wspaniałego okresu jeszcze we mnie zostało, dlatego mam taki dystans do siebie.

- Czego lub kogo bał się pan jako dziecko?
- Nauczycieli i szkoły!

- Ile utworów skomponował Pan dla mamy?
- To naprawdę obszerny temat. Skomponowałem jedną pieśń, którą na Festiwalu w Opolu śpiewałem z myślą o matce. Uważam jednak, że są to za wielkie sprawy, aby mieszać je do rzeczy przyziemnych, zawodowych.

- Mogę pana poprosić o specjalne życzenia dla wszystkich mam z okazji ich święta...
- Życzę wszystkim matkom, by miały dystans do szarej rzeczywistości, która je otacza w tych trudnych czasach. Życzę im też, by nie miały kłopotu ze swoimi dziećmi oraz... fajnych sąsiadek. Wtedy będą uśmiechnięte i wesołe. Bo jak się ma poczucie humoru, to życie jest łatwiejsze.

Muzykalna rodzina
Zbigniew Wodecki przyszedł na świat 6 maja 1950 r. w Krakowie w bardzo muzykalnej rodzinie. Dziadek (ojciec matki) skończył krakowską Akademię Muzyczną w klasie organów. Grał w kościółku w Krzęcinie pod Krakowem. Matka była niedoszłą śpiewaczką operową (udzielała lekcji śpiewu), a ojciec artystą-wirtuozem. Siostra artysty grała na wiolonczeli, była solistką w operetce krakowskiej i śląskiej.


Podziel się
Oceń

Reklama