sobota, 20 kwietnia 2024 04:02
Reklama

Incydent w tczewskiej przychodni. Lecznica chce pozwać matkę chorego Jasia i nie chce już leczyć chłopca

Ponad miesiąc temu doszło do incydentu w tczewskiej przychodni. Jedna z lekarek odmówiła małemu pacjentowi i jego mamie wyjazdu karetki na konsultacje medyczne. Zdenerwowana kobieta, jak przyznaje, zareagowała „trochę zbyt impulsywnie”. Teraz przychodnia grozi jej procesem sądowym oraz zgłoszeniem sprawy do prokuratury. Ponadto nie chce już leczyć chorego malucha.
Incydent w tczewskiej przychodni. Lecznica chce pozwać matkę chorego Jasia i nie chce już leczyć chłopca

Nasi Czytelnicy dobrze znają historię Jasia Bielińskiego, cierpiącego na zespół Arnolda-Chiariego. Przed niespełna miesiącem pisaliśmy o bohaterskiej postawie dwóch śmiałków, którzy przejechali na rowerach całą Polskę, by pomóc w zbiórce funduszy na leczenie chłopca. Jaś od urodzenia, czyli od 22 października ub. roku, jest pod opieką lekarzy ze Szpitala Dziecięcego na Polankach. Dopiero od połowy sierpnia maluch przyjechał na stałe w domu. 

O jedno słowo za dużo?

Jeszcze przed ww. wyprawą Agnieszka Połomska, mama Jasia poszła do przychodni Polimed w Tczewie poprosić o przewiezienie chłopca karetką na konsultacje medyczne w Gdańsku. Powodem odmowy miał być zbyt wysoki koszt. Problem w tym, że dziecko wymaga ciągłego podłączenia do specjalistycznej aparatury. 

- Na wizycie u lekarza pediatry pokazałam, że we wrześniu Jasiu ma sześć wyjazdów, na konsultacje do Gdańska. Doktor pisząc skierowanie do innej doktor, już otrzymał trzykrotnie telefon, że jest problem, bo jest to za duży koszt, po czym zostaliśmy wezwani do gabinetu owej pani doktor. Usłyszałam, że nie dostanę żadnej karetki na takie transporty i że mają się martwić ci, którzy dali nam to skierowanie. 

Między kobietami doszło do ostrej wymiany zdań. Po słowach lekarki „że jest matką i, że musi martwić się sama”, Agnieszce Połomskiej puściły nerwy.

- W odpowiedzi na to stwierdzenie powiedziałam, że właśnie to robię i dbam o to, by moje dziecko miało bezpieczny transport na wszelkie badania. Owszem przyznaję, że nerwy mi puściły. Mam świadomość, że jej ubliżyłam. Tylko zastanawia mnie fakt, dlaczego odmówiła pomocy mojemu synkowi? Wystarczyło trochę chęci, życzliwości, empatii. Niestety doszło do tego, że powiedziałam, że jest „starą s...”, po czym trzasnęłam drzwiami i wyszłam.

Kobieta dodaje, że przez cały pobyt Jasia w gdańskim szpitalu nie spotkała się taką niechęcią. Według niej, od samego wejścia do gabinetu doktor była na „nie”. 

- Zastanawiam się, jak miałabym się dostać do szpitala, gdybym nie posiadała auta, z dzieckiem, które wymaga stałego podłączenia do koncentratora tlenu – sprzętu, który waży ok. 20 kg. (...)


 


Podziel się
Oceń

Reklama