Kolejny raz oskarżona oraz rodzice poszkodowanej dziewczynki spotkali się na sali sądowej. Gdański sąd okręgowy rozpatrywał apelację obrony, która nie zgadzała się z decyzją sądu pierwszej instancji.
Obrona zażądała uniewinnienia
7 kwietnia 2016 r., 9-letnia wówczas Marysia, została zaatakowana przez trzy mastify tybetańskie. Psy sforsowały furtkę w ogrodzeniu posesji, po czym rzuciły się na przejeżdżającą rowerem dziewczynkę. Gdyby nie kask, który ochronił głowę, 9-latka prawdopodobnie by zginęła – podkreślał wydający wyrok pierwszej instancji sędzia Rafał Gorgolewski. Rehabilitacja poszkodowanej może potrwać nawet 10 lat i będzie bardzo kosztowna. Dziewczynka ma głębokie blizny na twarzy, rękach oraz nogach, straciła także jeden z palców. Tczewska prokuratura oskarżyła właścicielkę hodowli o nieumyślne spowodowanie ciężkiego uszczerbku na zdrowiu, poprzez niedostateczne zabezpieczenie bramki, przez którą psy wybiegły na osiedlową drogę. W trakcie procesu świadkowie zeznawali, że bramka zatrzasnęła się kilka miesięcy przez wypadkiem i nie można było z niej korzystać. Jednak feralnego dnia zepsuty elektromagnes umożliwił psom wydostanie się na zewnątrz.
15 maja br. Sąd Rejonowy w Tczewie uznał Danutę Sz. winną popełnianych czynów oraz skazał na rok ograniczenia wolności w formie 30 godzin prac społecznych miesięcznie. Ponadto zasądził 3-letni zakaz prowadzenia hodowli psów oraz zadośćuczynienie na rzecz pokrzywdzonej w wysokości 500 tys. zł. W ub. wtorek (11.09.) Sąd Okręgowy w Gdańsku rozpatrywał zapowiedzianą tuż po wyroku apelację właścicielki mastifów. Nie przychylił się jednak do wniosku obrońcy Danuty Sz., który wnosił o uniewinnienie.
Będą walczyć o odszkodowanie?
Sąd podtrzymał wyrok pierwszej instancji uznając Danutę Sz. winną zarzucanych czynów. Oskarżonej nie pomogła argumentacja obrony, jakoby padła ofiarą medialnej nagonki, a wyrok był efektem presji ze strony opinii publicznej. (...)