- Od czego się zaczęło, że w ostateczności znalazł się pan w tym miejscu?
- Alkohol. Od tego się zaczęło, od nadużywania go i to w takiej ilości, że nie trzeźwiałem. Ale zacznę od początku. W latach 80. i 90. prowadziłem sklep, byłem przedsiębiorcą, zatrudniałem 12 pracowników. Wtedy za flaszkę można było załatwić wszystko. Zresztą do dzisiaj jest walutą, nad którą nikt się nie pochylił. Miałem dwie żony. Z pierwszą byłem 22 lata i mam z nią dwójkę wspaniałych dzieci, córkę i syna. Z drugą żoną byłem osiem lat i mam nastoletniego syna. Miałem 45 lat jak poznałem drugą żonę, wtedy chyba się zakochałem jak nastolatek. A, że z żoną nie układało mi się już jakiś czas, to odszedłem.
- Pił pan już wtedy?
- Tak. Jak prowadziłem firmę to jeszcze nie, albo o tym nie wiedziałem. Owszem zdarzało się, ale nie żebym się upijał. Lubiłem wypić, ale pracowałem i tłumaczyłem sobie, że mi się należy. Nawet nie wiedziałem, kiedy zacząłem. To była pochylnia. Nim się zorientowałem piłem często i myślałem o tym, że jak wrócę to się napije. Zaczęło być to tak częste, że w końcu zgarnęła mnie policja na dołek. Wyszedłem z niego i poszedłem do domu. Żona mnie już nie wpuściła. Skoro tak, to pomyślałem „ja ci pokaże”. Zawsze to sobie jakoś tłumaczyłem, że pracuje, że z żoną mi się nie układa, że coś. Nie, że to moja wina. Nigdy ich nie uderzyłem i to też było dla mnie wytłumaczenie, że nie robię im nic złego
- A żony, dzieci, znajomi jak na to patrzyli?
- Na początku nie było kłopotów. Dopiero później się zorientowali. Ale kiedy przyszedłem po dołku, cierpliwość żony się skończyła. Dzieci się ode mnie odsunęły, zaczęły się mnie wstydzić i to był cios. Ale piłem dalej. Z pierwszą żoną nie mówiliśmy sobie nawet cześć, jedynie córka mnie uznawała, jednocześnie się mnie wstydząc. Synowa mnie wyrzuciła, zabroniła zbliżać do wnuka. Znajomych zamieniłem, tych dobrych na tych pijących, jak ja. Kilka nocy spałem po klatkach schodowych, aż w końcu w trafiłem tu na działki. (...)