piątek, 1 listopada 2024 02:05
Reklama
Reklama

Akt oskarżenia przeciwko byłemu funkcjonariuszowi UB

TCZEW. Bici do utraty przytomności. Dziejowa sprawiedliwość. W 1950 r. członkowie organizacji niepodległościowej „Victoria” zostali oskarżeni o próbę zmiany przemocą ustroju polskiego państwa. 57 lat później przed sądem stanie jeden z ich oprawców...
Akt oskarżenia przeciwko byłemu funkcjonariuszowi UB

Ppor. Kazimierzowi K., dziś 81-letniemu emerytowi, za znęcanie się podczas przesłuchań (od sierpnia do września 1950 r.) nad członkiem „Victorii” Bernardem D. grozi do 10 lat więzienia. 
- Podczas wielogodzinnych nocnych i dziennych przesłuchań Kazimierz K. zmuszał poszkodowanego Bernarda D. do stania bez ruchu twarzą do ściany i jednoczesnego przytrzymywania czołem ołówka, a także bił go po twarzy skórzanymi rękawiczkami - poinformował rzecznik gdańskiego oddziału IPN Adam Chmielecki.
Kazimierz K. nie przyznał się do popełnienia zarzucanego mu czynu. Wyjaśnił, że nigdy nie stosował niedozwolonych metod śledczych, gdyż były one zabronione... przez jego przełożonych.

Nie dla „nowej” Polski
Jednak co innego, niż twierdzi były funkcjonariusz UB, wynika ze wspomnień członków „Victorii”. Między innymi te oraz inne świadectwa członków pozostałych organizacji niepodległościowych, działających w powiecie tczewskim w okresie stalinizmu, zebrał i opublikował w dwóch książkach („Przemijają lata pozostają ślady” oraz „Koszmar i gehenna”) Witold Bielecki, prezes tczewskiego koła Związku Byłych Więźniów Politycznych i Osób Represjonowanych.
- „Victoria” była najdłużej działającą organizacją niepodległościową w Tczewie – mówi Bielecki. - Powstała w 1946 r., po przekształceniu z Gwardyjskiego Klubu Sportowego „Victoria”, i działała do serii aresztowań w maju 1950 r.
Należała do niej grupa harcerzy z III Harcerskiej Drużyny Żeglarskiej im. Jana Sobieskiego, zorganizowanej w Gimnazjum Mechanicznym. Członkami, których było ok. 20-30, byli również uczniowie szkół zawodowych. Łączyło ich jedno – chęć najmniejszego choć „skruszenia” monolitu kształtującego się aparatu komunistycznej władzy. Może było to, z racji ich wieku, brawurowe i nierealistyczne marzenie, ale ci młodzi ludzie, wychowani w patriotycznej tradycji, nie widzieli dla siebie miejsca w „nowej” Polsce.
- Zebrania odbywały się w pokoiku na strychu, przy ul. Słowackiego 1 i na zalesionych terenach wojskowych pod miastem – opowiada Witold Bielecki. – Założycielem i dowódcą był Leon Markowski, pseudonim „Wiewiórka”, a jego zastępcą Józef Urban. Organizacja rozpowszechniała i sporządzała ulotki oraz plakaty o treści antyradzieckiej i antypaństwowej. Organizowano też zebrania i ćwiczenia o charakterze wojskowym – terenoznawstwo, łączność, strzelanie z broni palnej, rzucanie granatami.
Podczas rozprawy sądowej w Gdańsku zarzucono ponadto członkom „Victorii” nawoływanie do czynów skierowanych przeciwko sojuszowi państwa polskiego ze Związkiem Radzieckim. Planowano także zniszczenie pomnika ku czci żołnierzy radzieckich w Tczewie.
– Chyba dobrze, że do tego nie doszło, bo inaczej wyroki byłyby o wiele surowsze – uważa nasz rozmówca.

Bici do utraty przytomności
Od 10 do 15 maja 1950 r. organa Powiatowego Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego przeprowadziły aresztowania. Organizacja musiała być dość dobrze inwigilowana, gdyż w krótkim czasie uwięziono większość członków „Victorii”. Jej dowódcę, z zawodu operatora-mechanika w kinie „Wisła” w Tczewie, aresztowano 10 maja w dyrekcji Zarządu Kin w Gdańsku. Pozostałych aresztowano w Tczewie i Pelplinie i przetrzymywano w areszcie śledczym PUBP w Tczewie, który mieścił się na zapleczu Sądu Powiatowego, gdzie obecnie znajduje się siedziba Miejskiej Biblioteki Publicznej na ul. Dąbrowskiego. Śledztwo prowadzili również oficerowie Wojewódzkiego UBP z Gdańska. Dowódcą UB w Tczewie był wtedy ppor. Ciechanowski (lata 1949-1952).
- Największą brutalnością i aktywnością w śledztwie wykazywali się funkcjonariusze Jan Magdziarz i właśnie ppor. Kazimierz K. – mówi W. Bielecki. – Szczególnie ten drugi potrafił znęcać się nad aresztowanymi: wpychał zapałki i szpikulce pod paznokcie rąk aż do krwi, wkładał ołówki między palce rąk i ściskał je, bił kijem po stopach, co kilkakrotnie doprowadzało przesłuchiwanych do utraty przytomności.
Trzeba wspomnieć, że te brutalne przesłuchania prowadzono na młodych ludziach – najstarszy z nich, dowódca Leon Markowski, miał tylko 21 lat. Zresztą sami pracownicy UB byli nierzadko młodzi. Przykładowo późniejszy generał Milicji Obywatelskiej w Gdańsku, Jerzy Andrzejewski, gdy został p.o. kierownika UB w Tczewie (od sierpnia 1945 r. do maja 1946 r.) miał tylko 20 lat! Zresztą Kazimierz K., wtedy starszy oficer śledczy Referatu Śledczego PUBP, dzisiaj oskarżony, w trakcie „rozpracowywania” członków „Victorii” miał jedynie 24 lata – był niewiele starszy od swoich ofiar. Kto dzisiaj w tym wieku zostaje oficerem policji bez ukończenia studiów? Czym wytłumaczyć te awanse? Pracownicy bezpieki nierzadko pochodzili ze społecznych „dołów”. Można przypuszczać, że swoją neoficką wręcz gorliwością spłacali dług wdzięczności wobec dowódców, którzy pozwolili im na tak szybkie kariery, na które w innych okolicznościach historycznych raczej nie mieli by szans.

Nieudana próba ucieczki
W areszcie w Tczewie, poza przywódcami organizacji, osadzono – Wincentego Struczyńskiego, Kazimierza Fettera, Mariana Durczaka, Bernarda D. (m. in. na podstawie jego zeznań sformułowano akt oskarżenia przeciwko Kazimierzowi K.), Mariana Stojałowskiego, Eugenię Markowską, Wernera Warszyńskiego i mistrza Wybrzeża wagi muszej w boksie Stanisława Pehnke. Trójka z nich nie miała zamiaru bezradnie czekać na sądową rozprawę i 8 lipca podjęła próbę ucieczki i oswobodzenia pozostałych aresztantów. Markowski, Fetter i Urban, przy pomocy innego więźnia – Kazimierza Jóźwiuka, który nie był członkiem „Victorii”, obezwładnili oddziałowego, zajęli areszt i dyżurkę. Jednak z powodu braku w dyżurce broni zamachowcy oddali się bez walki. Po zakończeniu śledztwa aresztantów do czasu rozprawy osadzono na oddziale VI więzienia w Gdańsku.

Spotkanie z gauleiterem Gdańska
Rozprawy przeciwko członkom „Victorii” odbywały się 13 października oraz 14 listopada 1950 r.
- Trzeba zaznaczyć, że cywilów sądził Wojskowy Sąd Rejonowy w Gdańsku – podkreśla W. Bielecki.
Najsurowsze kary sąd wymierzył Leonowi Markowskiemu, Kazimierzowi Fetterowi i Józefowi Urbanowi, skazując dowódcę „Victorii” na 15 lat pozbawienia wolności, zaś dwóch pozostałych na łączne kary po 10 lat więzienia. Pozostałym członkom – Wincentemu Struczyńskiemu, Marianowi Stojałowskiemu i Stanisławowi Pehnke sąd wymierzył po 6 lat, a Wernerowi Warszyńskiemu rok więzienia. Eugenię Markowską sąd uniewinnił. Bernard D. otrzymał wyrok 7 lat więzienia. Wszyscy skazani utracili prawa obywatelskie na 3 lub 2 lata. Przepadło także ich mienie. Rozprawie przewodniczył ppłk Edward Rataj, a oskarżał prokurator WPR ppor. Ryszard Słoń.        
- Był to prawdziwy „słoń” – ociężały w wygłaszaniu mowy oskarżycielskiej i w sposobie uzasadniania wniosków – mówi W. Bielecki. – W mowie oskarżycielskiej wykrzykiwał, stękał, coś tam bełkotał o groźnej bandzie przestępczej i naruszeniu sojuszu z ZSRR. W końcu zażądał dla dowódcy „Victorii” kary śmierci, a dla członków kierownictwa dożywocia.
Po rozprawie Leona Markowskiego i Józefa Urbana przeniesiono z oddziału VI na II. Tam spotkali się ze zbrodniarzem wojennym, nazistowskim gauleiterem Gdańska Albertem Forsterem. Według ich relacji, w areszcie w Gdańsku Forster chodził w mundurze i w skórzanym płaszczu. Leon Markowski, który doskonale znał język niemiecki, próbował nawiązać z nim kontakt przy wykorzystaniu kanalizacji, lecz ten nie wyraził na to zgody. Kary więzienia członkowie „Victorii” odbywali w Gdańsku, Sztumie, Strzelcach Opolskich i cieszącym się złą sławą obozie pracy w Jaworznie. Po kilku latach wszyscy otrzymali skrócenie kary i zostali wypuszczeni z więzienia. Trzech z nich wkrótce zmarło.

Sam wyrok jest karą
Dlaczego tak młodzi ludzie decydowali się na działalność, bądź co bądź, antypaństwową?
- W tamtym czasie nikt specjalnie nie przejmował się konsekwencjami – uważa nasz rozmówca. – Dzisiaj człowiek patrzy na to trochę inaczej. Nam wszystkich zarzucano walkę z ustrojem (art. 86, par. 2 Kodeksu Karnego WP) – „Kto przemocą chce zmienić ustrój państwa polskiego podlega karze więzienia od lat 5, dożywociu albo karze śmierci.”
Witold Bielecki, jako założyciel i dowódca niepodległościowej Tajnej Organizacji Skautingu, również ma za sobą horror stalinowskich metod przesłuchań i trzyletnie więzienie m.in. w Jaworznie, byłym hitlerowskim obozie koncentracyjnym, który komuniści zaadaptowali na obóz dla swoich przeciwników politycznych, w tym dla niepokornych Ukraińców, umieszczanych tam po akcji „Wisła”. Czy warto po tylu latach sądzić jeszcze byłych ubeków, gdy sami są już starcami?
- Osobiście nie jestem za tym, żeby wsadzać ich do więzienia, ale wyroki skazujące powinny zapaść, chociażby w zawieszeniu – mówi. – Sam wyrok powinien być karą. Jednak gdybym spotkał jednego z ubeków, który mnie przesłuchiwał – Kazimierza Helomina, trudno powiedzieć co bym poczuł. On też mnie bił, ale nie był nadgorliwy. Bardziej krzyczał, żeby pokazać przełożonym jaki on jest ostry. Miałem wtedy 17 lat, on około 21.
Witold Bielecki traktuje karanie ubeków w wolnej już Polsce jako dziejową sprawiedliwość.
- Dzisiaj, po tylu latach, człowiek patrzy na to trochę inaczej, choć są i tacy członkowie Związku, którzy najlepiej by tych wszystkich oprawców wieszali – kończy.

Czy dojdzie do procesu?
Akt oskarżenia, przygotowany przez prokurator Lidię Żbikowską, jest równoznaczny z tym, że Sąd Rejonowy w Tczewie, jeśli nie zajdą okoliczności uniemożliwiające np. choroba oskarżonego, zajmie się tą sprawą.
- Akt oskarżenia został sformułowany na podstawie przeprowadzonej kwerendy archiwalnej oraz zeznań osób pokrzywdzonych – powiedział nam prok. Maciej Schulz, naczelnik gdańskiego oddziału Komisji Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu. –Kazimierzowi K. grozi kara do 10 lat pozbawienia wolności. Trudno powiedzieć, czy będzie to ewentualnie kara bezwzględnego pozbawienia wolności czy też w zawieszeniu – zależy to od wyroku Sądu. Dotychczas, w większości postępowań, sprawy zostały umarzane ze względu na śmierć oskarżonego.
Jak dotąd gdański oddział Komisji Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu skierował do sądów ponad 40 aktów oskarżenia.


Pełny akt oskarżenia przeciwko Kazimierzowi K.
W dniu 10 sierpnia 2007 roku prokurator Oddziałowej Komisji Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu w Gdańsku skierował do Sądu Rejonowego w Tczewie, akt oskarżenia przeciwko Kazimierzowi K., oskarżonemu o to, że w okresie od sierpnia do września 1950 roku w Tczewie jako funkcjonariusz państwa komunistycznego – starszy oficer śledczy Referatu Śledczego Powiatowego Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego w Tczewie – wspólnie i w porozumieniu z innymi, nieustalonymi funkcjonariuszami w toku postępowania przygotowawczego przeciwko Bernardowi D. i innym członkom organizacji niepodległościowej „Victoria”, działając w celu uzyskania od Bernarda D. określonych wyjaśnień, a w szczególności wyjawienia przez niego szczegółów działalności organizacji, znęcał się nad nim fizycznie w ten sposób, że podczas wielogodzinnych, prowadzonych o różnych porach dnia i nocy bez przerwy na odpoczynek przesłuchań zmuszał go do długotrwałego stania bez ruchu twarzą do ściany i przetrzymywania czołem ołówka, doprowadzając do wyczerpania pokrzywdzonego oraz że kilkakrotnie uderzał go w twarz skórzanymi rękawiczkami, czym popełnił czyn stanowiący zbrodnię komunistyczną na szkodę tego pokrzywdzonego, tj. o przestępstwo z art. 246 § 1 kk w zw. z art. 2 ust.1 Ustawy z dnia 18 grudnia 1998 r. o Instytucie Pamięci Narodowej – Komisji Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu. 

Nie chodzi o kary, ale o sprawiedliwość
 „Podejmowane po 1956 r. i w III Rzeczypospolitej próby ujawnienia zbrodni władzy popełnionych w pierwszym okresie po wyzwoleniu nie przyniósł dotychczas pożądanych efektów – pisze w swojej książce „Koszmar i gehenna” Witold Bielecki. – Już nigdy nie poniosą kary główni sprawcy polskiego piekła i zniewolenia. Na osądzenie sprawców nieszczęść i upodlenia narodu jest już za późno (…). Dzisiaj stalinowcy przywódcy stanęli już przed obliczem Boga, bądź są zgrzybiałymi starcami, którzy rzekomo nic nie pamiętają. Dlatego też drugiej Norymbergi nie będzie. Pozostaje już tylko ocena historyczna i możliwe, że kiedyś ta nauczycielka i mistrzyni życia oraz zwiastunka przeszłości zbrodnicze działania stalinowców oceni. Dokonanie tej oceny to moralny i prawny obowiązek historyków, socjologów i polityków, bowiem <<Zapomnienie zła to przyzwolenie, by ono się powtórzyło.>> Zemsty nie życzyliby sobie żołnierze drugiego podziemia, którzy życie złożyli na ołtarzu ojczyzny. Zemsty nie pragną i ci, którzy przeżyli koszmar i gehennę tamtych lat. Tu nie o zemstę i drakońskie kary chodzi, ale o sprawiedliwość”.  



Podziel się
Oceń

Napisz komentarz
Komentarze
Reklama
Reklama